Są takie miłe sytuacje, kiedy spotyka się naprawdę fajnych ludzi... tak z zaskoczenia. Kilka lat temu, robiłem z moim przyjacielem projekt o ludziach mieszkających w kamienicy, w której wynajmowałem moje pierwsze mieszkanie w Krakowie. Nade mną mieszkała taka pani, którą wszyscy uważali za dziwną, która ponoć była niemiłą, nieprzystępną, nawet agresywną w stosunku do innych. Chodząc po sąsiadach, opowiadając o tym, że chcielibyśmy zrobić im zdjęcia w ich mieszkaniach, poszedłem również do niej. W sumie rzadko ją widywałem, i dzwoniłem do jej drzwi z lekką niepewnością. Zgodziła się bardzo szybko. Umówiliśmy się któregoś weekendu, koło południa, generalnie dość wcześnie. Okazało się, że był tam jej syn i jego córka. Stół zastawiony do śniadania, z talerzami dla panów fotografów. Syn sąsiadki, wyciągnął przywiezioną gdzieś z zagranicy wódkę i zaprosił do kieliszka mówiąc "No panowie, pięćdziesiątka na serducho!". Absolutnie przecudowni. Serdeczność z każdej strony, miła rozmowa, ciekawość z obydwu stron. Nie skończyło się na jednej "pięćdziesiątce" ale bez przesady. Butelki nie opróżniliśmy. Kulturalnie. I tak to jest. Mieszka się koło takich ludzi, nie wiedząc o tym.
Są takie niefajne sytuacje, kiedy mija się dresiarzy na ulicy, żądnych wyżycia się na przypadkowym przechodniu, ot tak, po prostu... zwierzęta. Lubię ludzi ale niektórych bez skrupułów zamknąłbym w getcie, żeby prali i wyżynali się nawzajem. W międzyczasie, niech wychodzą w kajdanach i pielęgnują publiczne trawniki, układają chodniki, budują drogi... nie wiem. Jest tyle rzeczy do zrobienia, bo nie ma pieniędzy. Wykorzystać ich jakoś, skoro nie ma z nich żadnego pożytku społecznego, tylko my, musimy płacić na ich utrzymanie w więzieniach, aresztach, płacić za ich wandalizm. Do roboty. Nic mi się nie stało ale to było zupełnie idiotyczne.
Takie moje naiwne emocje zaangażowane.
Zdjęcie: ja i Olaf Tryzna. Wystawa "Fotopodwórko - Goście" 12-14.11.2004.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz