wtorek, 14 października 2008





Dzień i wieczór na podkrakowskiej wsi. Było bosko... Najlepsze miejsce na leczenie skutków spotkania z Państwem Kaczkowskim (nie mylić z Kaczyńskim). Bardzo miły, intensywny wieczór... choć krótki. Następny dzionek, świeże powietrze, super rosół, świetne drugie... i te ogórki ciotki... No poprostu rozkosz... Wieczorem Coldcut... Kurde, że tak się fatalnie czułem... A dziś? Aniołek wyjechał. Na dwa tygodnie. I co... Ja, kot... Dałem jedzenie wieczorem... Mnóstwo czasu do ogarnięcia przed wyjazdem do Paris. Jutro kilka spotkań, i dzień zwieńczony spotkaniem czterech kawalerów (trzech tymczasowych... i jednym... hmmm... od dłuższego czasu :)) Znów będzie ostro. Coś mi się ten tydzień przywitań w Krakowie przedłuża...

Brak komentarzy:

 
blogi