Ostatnie dni w Warszawie. Zaraz błogi... w pewnych sferach, miesiąc w Krakowie. Oddech
od warszawskiego zgiełku, w zgiełku krakowskim... który gdzieś tam dla mnie... jest nie używając górnolotnych przenośni, miękką poduszką... Po 10 maja - pauza. Czas koordynacji ruchów. Zwolnienia. Realizacji. Skupienia. I takich tam. Sączy się Space Station Soma, o tej porze... do snu już. Dziś zasypiam przy muzyce...
piątek, 25 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz